Typ tekstu: Książka
Autor: Andrzej Czcibor-Piotrowski
Tytuł: Cud w Esfahanie
Rok: 2001
mojej dłoni, i podniosłem drugą rękę, i objąłem jej twarz: policzki dziewczyny płonęły, i zbliżyła wargi do moich ust, i całowaliśmy się jak wtedy, na wycieczce rowerowej za miasto,
a gdy zabrakło nam obojgu tchu, usiedliśmy w cieniu drzew pistacjowych, Sonia wprost na trawie, po turecku; wiedziała, że patrzę, i wcale się nie wstydziła, choć nie miała nic pod sukienką, musiała wiedzieć, że wpatruję się w tę jej zuchwałą nagość, i chciała, żebym tak na nią patrzył, lecz nie zamierzaliśmy tego przedłużać: zaczęliśmy łuskać orzeszki, których przyniosłem pełne kieszenie Hamidowych szarawarów, rozmawiając piąte przez dziesiąte, niedługo zresztą, bo oto i Hamid
mojej dłoni, i podniosłem drugą rękę, i objąłem jej twarz: policzki dziewczyny płonęły, i zbliżyła wargi do moich ust, i całowaliśmy się jak wtedy, na wycieczce rowerowej za miasto,<br>a gdy zabrakło nam obojgu tchu, usiedliśmy w cieniu drzew pistacjowych, Sonia wprost na trawie, po turecku; wiedziała, że patrzę, i wcale się nie wstydziła, choć nie miała nic pod sukienką, musiała wiedzieć, że wpatruję się w tę jej zuchwałą nagość, i chciała, żebym tak na nią patrzył, lecz nie zamierzaliśmy tego przedłużać: zaczęliśmy łuskać orzeszki, których przyniosłem pełne kieszenie Hamidowych szarawarów, rozmawiając piąte przez dziesiąte, niedługo zresztą, bo oto i Hamid
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego