skrzydłach.<br>Rodzi się wrzawa wieczoru, krzyki, spory, strzały z bicza, stuk młotków, turkot wozów, z głębi cieniów powstaje wielkie miasto, zapach tabaki, zgorzkniałych fajek fornalskich, wichry jęczące pod drzewiami, mirty, luleby, tykanie starego zegara - ludzie sprawdzają uprzęże przy świetle latarni.<br>Pod koniec lata ksiądz Bańczycki kupił parę łosząt od żołnierzy węgierski ch i przyprowadził je na swoje gospodarstwo.<br>Nie zwracając uwagi na drwinki gospodarzy z Hucisk, począł je intensywnie odżywiać, czyścić wiechciakami i umyślnie uszytą przez Kwellera szczecianką.<br>Łoszęta były chore, zagonione, pokaleczone, z fistułami i zołzowate.<br>Ksiądz Bańczycki dwa razy w nocy łaził do stajni, zarzucał siano, podścielał suche, sprawdzał