taką mękę, że jego gardło zacisnęło się w spazmie i nie był w stanie nie tylko krzyczeć, ale nawet oddychać. Stalowy zamykał Śpiewakowi usta, licząc upływające sekundy. Ja masowałem mu gardło, licząc, że połknie jednak zbawczą mieszankę. Nocny Śpiewak krztusił się i wił, usiłując uwolnić. Zrozumiałem w pełni, czemu służyły więzy. W końcu ciało chłopca zwiotczało. Puściliśmy go. Sprawdziłem, czy nadal oddycha. Nabierał powietrza ciężko, jakby wzdychał, lecz regularnie. Udało się. Po czterech dniach i nocach nieustannego czuwania, wyczerpany walką z ogłuszającym hałasem, oślepiającym światłem i nieznośnym szarpaniem przez obce, okrutne ręce, Nocny Śpiewak nareszcie zasnął. <br>Dopiero wtedy zauważyłem, że jestem