nie zatrzymywała, rozpędzona nie widziała już, czy ktoś patrzy, czy nie, role się odwracały, teraz to ona mknęła, zmieniała się, skrzyła, a świat stał w miejscu. Joanna biegnąca przestawała być Joanną, w biegu zrzucała swoje przebranie, wyrzucała wszystkie myśli i uczucia, aż stawała się lekka jak powietrze, jak liść, jak wiatr, była tylko radością i pędem. Gdy w końcu padała zmęczona, nie czuła nic poza lekkością i zmęczeniem. Nim dopadło ją wyrzucone po drodze skrępowanie, przez chwilę mogła po prostu ziajać jak beztroski szczeniak. Potem znów coś ją przytłaczało i z najdłuższych nawet biegów wracała sobą: niezdarną Joanną w zbyt długiej