który nigdy by nie uwierzył, że coś takiego jest możliwe, już po tygodniu zachowywał się tak właśnie, jak wszyscy. I tylko czasem, kiedy był sam, zadawał sobie pytanie, po co tu właściwie jest, i czuł wtedy, że cała ich działalność, cała skwapliwa krzątanina, ten skomplikowany proceder badań, prześwietleń, zbierania próbek, wiercenia pokładów skalnych, uciążliwy przez nieustającą konieczność przestrzegania III stopnia, związany z otwieraniem i zamykaniem pól, z lufami laserów, mających dobrze obliczone pola ostrzału, ze stałą kontrolą optyczną, ciągłym liczeniem, łącznością wielokanałową, że to wszystko jest jakimś wielkim samooszukiwaniem się. Że w gruncie rzeczy czekają tylko na jakiś nowy wypadek, nowe