że to, co mówię, przeobraża się w hymn na cześć poznawczego potencjału literatury, co na tej półkuli, rojącej się od wyznawców dekonstrukcji, uważa się za pogląd dawno zepchnięty w mroki naukowej pogardy. Wiem, że zdradzam się w ten sposób z beznadziejnym metodologicznym zacofaniem, ale raz kozie śmierć, przyznaję się: rzeczywiście wierzę w to, że literatura to władza nazywania realności. Czy może dokładniej: pewna szczególna umiejętność zmuszania nas, abyśmy słyszeli i rozumieli wielogłosy gwar realności w sposób możliwie dokładny i pełny. Jeśli przyjąć tę przesłankę, świadectwo wyprodukowane przez wyobraźnię pisarza może istotnie stanowić zeznanie o większej wadze niż świadectwo naszych zmysłów - zwłaszcza