starego Marteau, hutnika z Carnsac, osady, pad Lille... Starego Marteau, szczerego rewolucjonisty, wielbiciela Babeufa.<br>Kazimierz słuchał milczący, nieruchomy, Derkaczowe.<br>słowa zmącały w nim do dna wszelkie pojęcie, wszelkie rozumienie, jakie ta miał dotychczas względem tych Spraw ponurych, spraw zawiłych a udręczających... Jakby wszystko od nowa zaczynał pojmować. - Ba! I tezaz właśnie, w godzinie strasznego ucisku ostatecznej krzywdy przełamującej życie, w godzinie głuchej rozpaczy i odrętwienia - teraz właśnie przychodziło mu brać w świadomość ziarno słów Derkaczowych, groźną prawdę tych słów powolnych i rozważnych, a pulsujących osobliwie czymś żywym, czymś gorącym Zabrzmiał znów stłumiony głos kowala - Jak myślę o tym, co u nas