ołtarzu, przed świętymi fruwającymi po kościelnym sklepieniu, modlił się do rąk swoich większych od bochenków chleba, gdyż owe nieszczęsne ręce z każdym rokiem stawały się dla niego Stwórcą, Chrystusem ubiczowanym, prowadzonym gorzej niż na Golgotę, bo na pośmiewisko ludzkie, na wstyd gromadzki spadający z ojca na syna, z syna na wnuka, z wnuka na prawnuka.<br> Nic też dziwnego, że ów nieszczęśnik zbudował rękom bożym, a właściwie własnym dłoniom przemienionym w Boga, kapliczkę przydrożną.<br> Miała też ona kształt osobliwy: dwie ogromne dłonie wykute w kamieniu, przewiązane w przegubach postronkiem, zamknięte w stalowe kajdanki, próbujące zerwać z nieba co tylko wstające słońce.<br> Przezwano