odwrócony. Przypomina mi zwierzak jednak, choć nie jest to opowieść najwyższego lotu, pewne osobiste doświadczenie.<br><br>Było to wiosną 1969, a może 1970. Spieszyłem się na wykłady, kiedy na wysokości kościoła Świętego Krzyża przy Krakowskim Przedmieściu zobaczyłem gęstniejące zgromadzenie. Wypadek! Ktoś leżał potrącony przez samochód. Wiedziony gapiowskim instynktem chciałem i ja wsadzić szyję. Już, już dopychałem się do widokowego miejsca, kiedy z tłumu wyszedł barczysty facet i pół do mnie, pół w powietrze powiedział: "-Panie, nie ma czego oglądać, normalnie - baby i kota nie dobijesz". Pomijam tu obrzydliwy, antyfeministyczny posmak pierwszej części jego wypowiedzi. Druga wszelako się potwierdza. Kotów naszych polskich, kotów