Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
Zosia przygłądali się nam jak parze dzikusów.

Matka przed wyjazdem wielokrotnie uczyła mnie, jak mam się zachowywać, aby nie przynieść jej wstydu. Stałem tedy, odpowiadając na pytania "tak" i "nie".

Dwiema dorożkami ruszyliśmy do miasta. Siedziałem na małej ławeczce obok Zosi mając przed sobą matkę i ciotkę Anielę. Rzeczywistość przeszła wszelkie moje wyobrażenia o Warszawie. Po raz pierwszy w życiu widziałem tak wielkie miasto. Panorama miasta widoczna z mostu Kierbedzia wydała mi się imponująca. Ukazywały się konne tramwaje, wielkomiejskie kamienice; narastał ruch uliczny, od którego mogło się zakręcić w głowie. Dzień był piękny. Warszawski wrzesień, mimo że wyprzedzał nasz czas nowosokolnicki
Zosia przygłądali się nam jak parze dzikusów.<br><br>Matka przed wyjazdem wielokrotnie uczyła mnie, jak mam się zachowywać, aby nie przynieść jej wstydu. Stałem tedy, odpowiadając na pytania "tak" i "nie".<br><br>Dwiema dorożkami ruszyliśmy do miasta. Siedziałem na małej ławeczce obok Zosi mając przed sobą matkę i ciotkę Anielę. Rzeczywistość przeszła wszelkie moje wyobrażenia o Warszawie. Po raz pierwszy w życiu widziałem tak wielkie miasto. Panorama miasta widoczna z mostu Kierbedzia wydała mi się imponująca. Ukazywały się konne tramwaje, wielkomiejskie kamienice; narastał ruch uliczny, od którego mogło się zakręcić w głowie. Dzień był piękny. Warszawski wrzesień, mimo że wyprzedzał nasz czas nowosokolnicki
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego