jednym ja z doktorem, w drugim Hilda z Kasią, a w trzecim chłopcy), gdy usłyszeliśmy jej głuchy pomruk. Był to odgłos podobny do usuwania się kamiennej lawiny po stromym zboczu. Potem, w miarę zbliżania się burzy, głuche dudnienie miało coraz rzadsze przerwy, wydawać się mogło, że nocujemy w pobliżu ogromnego wulkanu.<br>Doktor spał smacznie mimo łoskotu, mnie jednak sen uciekł z powiek. Po jakimś czasie stwierdziłem, że burza przechodzi bokiem. Lecz i wówczas nie zasnąłem, tylko słuchałem wciąż jej basowego głosu. Zresztą może na chwilę nawet i pogrążyłem się w sen, cienki i delikatny jak pajęczyna. Wyraźnie jednak usłyszałem dwa krótkie