z Azji, Afryki i innych, równie egzotycznych zakątków Ziemi, bywa tak zróżnicowany, jak kraje, w których powstają, i problemy, którymi one żyją. Są wśród nich ponure przypowieści o rodowych tragediach (Rzeka Tajwańczyka Tsai Ming Lianga), zaskakujące metafory społeczne (Zapach czereśni Irańczyka Abbasa Kiarostamiego), melodramaty, kryminały, a nawet filmy z silnie wyeksponowanym tłem erotycznym. Przyglądając się tym i innym, bardzo często nieudanym, nudnym, nieumiejętnie sfotografowanym filmom spoza Europy, wielokrotnie zastanawiam się, jaki jest ich sens? Europejczyka, szczególnie z naszej części kontynentu, mogą one po prostu irytować. Czy nie dosyć mamy własnych, mało ambitnych prób opisu świata? Po co zajmować się jeszcze cudzymi