się, że to wysyłanie, dzień po dniu, pocztowych kart to nie obłęd; "po prostu one są ptakami, które wysyłam, pragnąc, aby Panu o mojej ojczyźnie i o mnie śpiewały". I nie marzyłaby, że, gdy ukończy Ad astra, może jeszcze coś "dwoma głosami naszymi wyśpiewamy". I nie przyjmowałaby w pokorze serca złośliwych uwag Garbowskiego co do swoich partii owej wspólnej powieści: "Nie ma Pani pojęcia o zoologii, myląc żyjątka z rządu korzenionóżek z promienicami, a nektarniki z radiolariami... A te Pani błędy ortograficzne! Po prostu zgroza..."<br><br>Jakżeż musiał czuć się usatysfakcjonowany, gdy porównywał jej pierwsze, dość ostrożne, nie obiecujące wiele listy pełne