piętrze, w sali od literatury - miejscu kaźni dwudziestu mężczyzn rozstrzelanych tu pierwszego dnia - na krześle i na parapecie okna, z którego napastnicy ich zrzucali, tlą się papierosy. Tysiące papierosów się tu dopaliło. Mężczyźni zostawiają je duchom bohaterów.<br><br>Dwóch w czerni chwyta pod ramiona, chcą podnieść z kolan trzeciego, który klęczy z głową opartą o ścianę, nieruchomy jak posąg. To bracia, przyjechali po niego z sąsiedniego miasteczka Ałagir. - Chodź Asłan. Już dobrze, chodź - mówią cicho, na przemian. - To my, chodź. Asłan, przystojny, wysoki i barczysty, przed czterdziestką, siedzi tu, w pustych murach sali gimnastycznej, już któryś dzień z rzędu. Ludzie mówią, że on