u wszystkich z "Wandy" w stosunku do mojej osoby. Tylko Maliński tak mnie traktuje, jak traktował. Dla reszty jestem powietrzem. Pani Rogulska, spotkana na korytarzu czy w holu, przyspiesza kroku. Głową ledwie kiwnie na powitanie, i już jej nie ma! Dopada drzwi do kuchni albo drzwi do swego pokoju, udając zaaferowanie czy też roztargnienie. Manewry jej są za wyraźne, bym ich mógł nie spostrzec, a zarazem w takich granicach, że zadają ból nie obrażając. Ani jej w głowie impertynencja, tak przynajmniej sądzę. Unika mnie, oto wszystko. To samo jej brat, Szumowski. Przy stole milczy. Moja osoba sznuruje mu usta. Nie mam