po głównych alejkach nieszczęsny sztylet pałętał się między kolanami ośmioletniej Lizi. Matka z rumieńcem rewolucyjnego uniesienia patrzyła to przed siebie, to po bokach, jakby usilnie kogoś wypatrywała.<br><br> - Maman - Eliza nieśmiało ścisnęła dłoń matki - czy nie można by odpiąć tego sztyletu, przeszkadza mi chodzić, a poza tym - dodała - sztylet jest do zabijania ludzi, a nie do noszenia przez dziewczynki...<br><br>- Co ty tam wiesz, Liziu - pani Franciszka lekceważąco wzruszyła ramionami. - Takimi sztyletami węgierscy bohaterowie, rewolucjoniści, unicestwiali wroga. Ty, nosząc go teraz, duchem jakby łączysz się z nimi w tej walce. Spójrz, jak pięknie wykonaną ma głownię...<br><br>Eliza wzdrygnęła się: ostry szpic, krew na