po całą zbędną resztkę farmaceutycznych niesprawdzających się jednak w mojej terapii cudów. Potraktowałam je po prostacku, wsypując pełną garścią w gardło i zapijając, jak prawdziwą zagrychę, szklaną ordynarnej wódki. <br>Gdy po jakimś czasie pojawił się wezwany przez męża psychiatra-domokrążca, nie byłam w stanie sklecić sensownego zdania i miałam poważne zaburzenia wzroku. Byłam jednak przytomna, może aż za bardzo, gdyż odstawiona do tego samego szpitala, w którym tak niedawno znalazła się Dorotka, mogąc jeszcze decydować za siebie, jednoznacznie i bezdyskusyjnie odmówiłam poddania się płukaniu żołądka. <br>Gdy chodziło o nią, nikt ze mną wprawdzie nie dyskutował, nie żachnęłam się jednak nawet na