rąbnął głową w belkę naddrzwiową z uczuciem kosmicznej katastrofy. Nie, guz był niewielki, niby drobiazg, ale skończyło się na tym, że mądrą Tomaszową głowę trzeba było pilnie do pobliskiego opactwa benedyktynów odesłać, bo tam umiano rozmaite dolegliwości leczyć. "Nie wiem, czy to prawda - zapisał potem Tomaszowy przyjaciel - bracia byli albo zadufani, albo knuli coś, czego mój skromny umysł nie jest w stanie pojąć, ale że go w końcu nie do Lyonu, lecz na tamten świat wyprawili, to fakt. I nie wiem też na pewno, czy pojawili się tam wtedy królewscy ludzie, agenci neapolitańskiego króla Karola, który miał z Tomaszem na pieńku