czytelniku przy sąsiednim stole. Kiedy wstałem, żeby się udać do działu katalogowego archiwum, najpierw ujrzałem, że księdza nie ma, a potem pozostawioną przez niego książkę. Do działu archiwalnego przechodzi się przez krągłą, pełną lśniących kolumn salkę ze sporą loggią. Spaceruje zawsze po niej pewna ilość czytelników zmęczonych trudami lektury. Mój zagadkowy ksiądz z niej powracał.<br>Wysoki, rudawy, barczysty, wrósł. w ziemię ujrzawszy mnie tak o krok od siebie. Oczy osadzone głęboko, kości policzkowe wystające, nos krzywy. W sali, kiedy tak siedział pod światło, mogłem snuć różne domysły. Teraz jednak bliskość zmiotła je wszystkie. Zastąpiło je przekonanie, że jest to najpewniej ktoś