Typ tekstu: Książka
Autor: Krzysztoń Jerzy
Tytuł: Obłęd
Rok: 1983
gwałtowników.
Nasze rosły od północy, więc teraz nie było ich widać za
wysuniętym skrzydłem gmachu, tak jak furtki przy samej ścianie
pawilonu, przez którą wchodziło się do tego ogrodu.
Był jednak na tyle przestronny, że można się w nim ustrzec przed
klaustrofobią.
Choć spoza zieleni zewsząd wyzierały ugrowe ściany, jak zakrzepła
krew, którą ugier zawsze przypomina.
Bowiem wszystkie te mury i gmach były z solidnej, rdzawej cegły, jakiej dziś
się już nie wypala.
Tak odpornej na destrukcję, że tylko wznosić katedry, cerkwie, tiurmy, kazamaty,
piwnice i koszary.
Stać to będzie wiecznie.
A tak czy owak odziedziczą to wszystko obłąkani.
Słońce szczodrze
gwałtowników.<br> Nasze rosły od północy, więc teraz nie było ich widać za<br>wysuniętym skrzydłem gmachu, tak jak furtki przy samej ścianie<br>pawilonu, przez którą wchodziło się do tego ogrodu.<br> Był jednak na tyle przestronny, że można się w nim ustrzec przed<br>klaustrofobią.<br> Choć spoza zieleni zewsząd wyzierały ugrowe ściany, jak zakrzepła<br>krew, którą ugier zawsze przypomina.<br> Bowiem wszystkie te mury i gmach były z solidnej, rdzawej cegły, jakiej dziś <br>się już nie wypala.<br> Tak odpornej na destrukcję, że tylko wznosić katedry, cerkwie, tiurmy, kazamaty, <br>piwnice i koszary.<br> Stać to będzie wiecznie.<br> A tak czy owak odziedziczą to wszystko obłąkani.<br> Słońce szczodrze
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego