Reynevan usłuchał. Wiedział, czego się spodziewać. Nie pomylił się. <br>- Reynevanie z Bielawy - powiedział Szarlej głosem dostojnym i uroczystym. - Powtarzaj za mną: Jestem durniem!<br>- Jestem durniem...<br>- Głośniej!<br>- Jestem durniem! - dowiadywały się zamieszkujące okolicę, a budzące się właśnie stworzenia boże: myszy badylarki, ropuchy, kumaki, chomiki, kuropatwy, trznadle i kukułki, ba, nawet muchołówki żałobne, krzyżodzioby świerkowe i salamandry plamiste.<br>- Jestem durniem - powtarzał za Szarlejem Reynevan. - Durniem patentowanym, głupcem, kretynem, idiotą i błaznem godnym zamknięcia w Narrenturmie! Cokolwiek wymyślę, okazuje się szczytem głupoty, cokolwiek uczynię, szczyty te przekracza. Solennie przyrzekam, że się poprawię.<br>- Szczęściem dla mnie - toczyła się po mokrych łąkach poranna litania - szczęściem całkiem