Syna, na Sąd Ostateczny...<br><br>20 <br>I znowu rozkwitł step. Ciepłe wiatry tarzały się w trawach zielonych, wśród dzikich tulipanów. Piołuny jeszcze nie nabrały mocy i pachniał step świeżością i błękitem. Niebo nad nim unosiło się młode, nieraz czyste, aż rozmigotane, nieraz pełne białych obłoczków skąpanych w modrości. Czasem, gdy dłużej zapatrzyć się w dal, zdawało się, że niebo płynie wraz z łagodną muzyką traw.<br>Wiosna, jej Bohu, mówili ludzie ściągając z grzbietów obmierzłe kufajki. I wystawiwszy wychudłe ciała na słońce śledzili trzepot stepowych gołębi. Ciepłe powietrze po sierdzistej zimie było jak dawno zapomniana pieszczota. Chłopcy, którzy mieli po jednej parze walonków, odstawili