my tu przy wyrębie jesteśmy - oznajmił mężczyzna, wrzucając do pieca kilka szczap.<br>Piec złapał ciąg, smużki dymu zafalowały po pułapem, zapach żywicy ze smolnego drewna przytłumił nieco smród. Kowalik i Majewski przybliżyli się do pieca, wyciągnęli dłonie nad fajerkami, które szybko się nagrzewały. Mężczyzna dorzucił jeszcze drzewa, po chwili fajerki zaróżowiły się.<br>- Ciężkie nasze życie - mówił mężczyzna. - Nawet usiąść na czym nie ma...<br>- Nic nie szkodzi - powiedział Kowalik. - Ogrzejemy tylko ręce, zaraz po nas przyjadą.<br>Mężczyzna zdjął z okapu nad piecem okopcony garnek, pochylił się nad wiadrem, rozbił dnem garnka taflę lodu, nabrał wody, postawił na piecu, zasyczały zmoczone fajerki.<br>- To