inaczej musiałabym siedzieć na stołku w rogu pokoju i pilnować, strażniczka przyszłej izby pamięci. Nie rozmawiać za głośno, zachować odpowiednią wilgotność, a Łatę wypchać, najlepiej jeszcze nim zdechnie. Tymczasem przybiegła i położyła się w nogach. Dobry pies, który też przecierpiał swoje, bo spacery robiły się z czasem coraz krótsze, po zawęźlającym się, jak pętla, kole. Wkrótce musieli zawracać jeszcze przed mostkiem, tak że nie dochodzili nawet do pergoli, wcześniej wyznaczającej dopiero półmetek. Nie rozumiała dlaczego. Szczekała, aportowała samopas patyki, już wcale nie rzucane, jakby potrzebowała chrustu na zimę albo może budulca na leże.<br>Zaczęłam przeglądać i segregować papiery. Ostatnie, już nie