Cóż miała robić? Trącając obcasikami kamyczki, osypując żwir, runęła, pofrunęła z górki w ludną, tłoczną aleję. <br>Tante przeraziła się. Nie rozumiała, co wstąpiło w bratanicę. Podbiegła kilka kroków i w popłochu zaczęła wołać: "Róziu, Róziu, moje dziecko, co tobie?" Wtedy to stała się ta rzecz - w mniemaniu ciotki Ludwiki - głęboko zawstydzająca, bolesna, rzecz nie do odżałowania. <br>Spacerowicze poodwracali głowy za pędzącym podlotkiem, łapali wzrokiem wyprężone w locie kruczoczarne warkocze, słyszeli rozpaczliwe okrzyki "Róziu, Róziu" - i popadli w niepokój. Co? w niedzielę? przed południem w Łazienkach? au rendez-vous eleganckiej Warszawy rozbija się, potrąca katolicką socjetę kruczowłosa Rózia? <br>- Rojze, Rojze! stój, bo