powiedziałam - przyjdę natychmiast po kolacji, czekaj na mnie przy drzwiach.<br>Dni w słońcu delikatnym jeszcze, osiadającym jasną mgłą na ledwie rozkwitłych drzewach, dni, kiedy biegłam, aby go spotkać.<br>Przy samych drzwiach sanatorium stał i czekał. Widział mnie nadchodzącą - w ostatniej chwili zwalniałam kroku - moje zaróżowione policzki jednak, mój przyspieszony oddech zdradzały wcześniejszy pośpiech. Wychodził naprzeciw mnie; widziałam, jak zbliżając się prostuje szczupłe plecy i jak nagle jaśnieją jego oczy. Patrzyliśmy na siebie tak, jak gdyby to był cud, że jesteśmy razem, jak gdybyśmy się odnaleźli po długiej rozłące. Po rozłące i niebezpieczeństwie. Oddychałam głęboko starając się uspokoić dzikie szarpanie serca, ujmowałam