gdy zjawili się dwaj pielęgniarze i wyprowadzili szaleńca. Pozostali panowie wyszli za nimi.<br>- A więc Amblard znowu trafił do <orig>gwałtowni</> - rzekła obojętnym głosem Monika, używając określenia pielęgniarzy, którzy <orig>gwałtownią</> nazywali pawilon zachodni. Przeciągnęła się leniwie, przeszła do mojej sypialni i rzuciła się na tapczan.<br>- Chodź tu do mnie, Wit - rzekła zduszonym szeptem. - Wit, mam ci coś do powiedzenia, słyszysz? Wit! Wit!<br>Moje spieszczone przez nią imię brzmiało jak francuskie "vite".<br>Słuchałem z rozdrażnieniem jej nawoływań:<br>- Prędko, prędko, no chodź!<br>- Zaraz, za chwilę.<br>Mówiąc to, udałem, że idę do łazienki. Tymczasem jednak niepostrzeżenie wymknąłem się z pokoju. Dyżurnej pielęgniarki nie było na