u stóp pierwszego drzewa za ogrodzeniem. Nawet bez latarki powinno mu się udać. Choćby miało to mu zabrać godzinę. Dwie godziny. Za dwie godziny może już się zrobi jasno.<br>Ostrożnie przestawił nogę nad spiczastymi końcami prętów. Druga noga, ta mniej sprawna. Był trzy i pół metra nad ziemią, więc zamiast zeskoczyć w ciemność, zsunął się rakiem w dół, powolutku, szorując nogawkami o czarne pręty. W końcu poczuł pod podeszwą beton podmurówki. Udało się.<br>Drzewa, które zapamiętał jako "pierwsze drzewo", były trzy, ale zamiast parkowego trawnika Anglik natrafił na ubite, tu i tam zryte klepisko. Wiatr niósł ze sobą nowy, dziwny, ostry