się w słońcu, człowiek ogromny, o byczym karku, ogolony i łysy jak arbuz. <br>- Dzień dobry, panie Sosnowski !<br>Pozdrowiony otworzył jedno okno i zmierzywszy Korbala mętnym spojrzeniem znów je zamknął Chciał splunąć, ale tylko wargi oblizał.<br>- Ale się spasł na rogatkowym. Już się nie wita. Siedzi, łobuz, przy szlabanie i forsę zgarnia: od wozu dziesięć groszy, a od samochodu - pół złotego !<br>Zeszli z szosy i przystanęli na wzgórku, z którego roztaczał się widok na kotlinkę usianą gdzieniegdzie daszkami, z jakimś stawikiem pośrodku, a dalej było niewielkie wzgórze, które dymiło. Dymy wydobywały się z jam. W jamach ludzie gotowali.<br>- To oni tam mieszkają