nawet tygodnie, których matka z pewnością nie przeżyje, o które matka z mojego powodu żyła będzie krócej.<br>Wuj Antoś uważał, że należy mnie hartować, że nie przystoi mężczyźnie dorastającego chłopca chwalić, pod niebiosa wynosić słowem wysublimowanym, słodkim aż do mdłości, a może mnie po prostu nie lubił. Że tyle kłopotów, zmartwień, siwych włosów na głowie matki, że taki ciągle nieodpowiedzialny, niezaradny, niedający się lubić. <br>Nie mogłem znieść tego ustawicznego różnicowania, pierwszeństwa Julii we wszystkim dla wszystkich i mojej drugorzędności, drugiej świeżości. <br>Wuj Antoś rozsiadł się zasapany w fotelu, wziął od matki kieliszeszeczek koniaczku i cmoknąwszy, zagwizdawszy, zawołał mnie z werandy. Zawsze