nie zdjął czapki ani nie zrzucił z siebie kożucha. Stara pani Burbowa, jakoś dziwnie energiczna, pochyliła się nad mężem.<br>- Linsrumy przynieśli swego chłopca - rzekła. Burba przyjął tę wiadomość dosyć obojętnie.<br>- Chory on, biedny, dwa tygodnie już leży. Burba ledwo dostrzegalnie skinął powiekami.<br>- A co jemu jest, opowiedzcie dokładnie - rzekła żona znachora, prostując się i spoglądając z uwagą na butelkę z lekarstwem stojącą na stole.<br>- Słaby on, oj, jaki dreny, sam usiedzieć nie może i kuręcinki nawet jeść nie chce - zaczęła głosem płaczliwym, stosownym do takiej okazji, pani Linsrumowa. - Wszystkie ziółka parzyłam, wszystkie lekarstewka on pił, i z wody, i z ziemi