Stary przystawał chętnie, brzemię o płoty opierał i gawędził... Taki już był, gąb ludzkich łakomy, poufały, z każdym i zawsze coś mający na końcu języka.<br><page nr=249> - Więc się przeto dobry kawał czasu przez wieś przebierał i mgły już dawno podniosły się w górę, gdy wreszcie minął ostatnie domostwa i w pustkę zoranych pól wyszedł.<br>Miał coś prawie pięć wiorst tej drogi przed sobą. Na dobrą sprawę, gdy spojrzeć było od Kawęczyna na zachód, to Warszawa widziała się jak ciemny, bezkształtny garb na tamtym, wynioślejszym brzegu wiślanym - Do Grochowa szedł raźno, Patem już jakoś ciążyć poczęło brzemię na plecach, a krok coraz mozolniej