zarzyganym. Zresztą w kuchni coś jakby stuknęło. Istotnie, zastałem tam Baaty mamę; ubrana w żółty szlafrok, robiła sobie śniadanie.<br>- Jak się spało? - zapytała mnie, ledwo wszedłem.<br>- Spało się świetnie - odrzekłem kurtuazyjnie - tylko Fitzgeraldowi chyba coś się stało.<br>- Pewnie znowu się czegoś nażarł. Taki stary pies to ani węchu nie ma, żre wszystko, sto razy mówię, damy go uśpić, ale Beatka nie, jeszcze się na mnie boczy. I znów stówa pójdzie na weterynarza. Niech pan sobie siedzi, obudzę ją.<br>Po chwili dobiegły mnie głosy przytłumione, lecz jakże dramatyczne; na kuchence ugotowała się woda, więc ją wyłączyłem i zrobiłem sobie herbaty; nim jeszcze