wówczas biada...<br>Urwał, widząc na drodze to samo, co Reynevan.<br>- Nasze znajome wiedźmy - szepnął - nie kłamały zaiste. Nie ruszaj się.<br>Na przesiece, schyliwszy głowę i szczypiąc trawę, stał koń. Zgrabny koń pod wierzch, lekki palefrois o cienkich pęcinach. Cisawej maści, z ciemniejszą grzywą i ogonem.<br>- Nie ruszaj się - powtórzył Szarlej, zsiadając ostrożnie. - Taka okazja może się już nie powtórzyć.<br>- Ten koń - rzekł Reynevan z naciskiem - jest czyjąś własnością. Do kogoś należy.<br>- Owszem. Do mnie. Jeśli go nie spłoszysz. Więc nie spłosz. <br>Na widok zbliżającego się wolniutko demeryta koń wysoko uniósł łeb, potrząsnął grzywą, prychnął przeciągle, nie spłoszył się jednak, pozwolił uchwycić