Zostaję sam. Mój Jasiek...<br><br>Gdybym zdążył... Wszedłbym jakimś bocznym wejściem, bo zawsze wchodzę przecież tak bokiem, na przyczepkę. Ciemnowłosy, lekko pucułowaty sekretarz ubrany w szarą koszulę z koloratką wykonuje w powietrzu pantomimiczny gest ręką, który oznacza, że mam zachować milczenie. Wyprzedza mnie o parę kroków, widzę jego tłustawą pupę, potem zwalnia, daje się dogonić. Pachnie intensywnie waniliowymi perfumami. Sale, przez które przechodzimy, są wąskie i bardzo wysokie, obłożone banalnymi olbrzymimi obrazami i w zasadzie nie wiadomo, czemu służą. Zapada już ciepły wieczór. Przez wielkie okna widzę strzelające w powietrze cyprysy. <br>- Ojciec Święty jest zmęczony - instruuje mnie sekretarz - proszę więc mówić zwięźle