pogodzenie się, że go nie ma.<br>Czułem, jak mnie senność jakaś ogarnia, że najchętniej siadłbym pod<br>którymś z drzew i przyrósł do jego obojętności, bo może senność jest<br>tylko, gdy się ból przekroczy, gdy z pogodzeniem się człowiek już<br>obłaskawi.<br> I wtedy właśnie ujrzałem ojca, jak szedł w stronę sadu, zwyczajnie,<br>przez obejście, naprzeciw mnie szedł, tak jak znikł z rana - w samej<br>koszuli, rozchełstany, w butach na <orig>przyboś</> - a gdy mnie ujrzał, nawet<br>się nie zdziwił, jakby wiedział, że mnie spotka wracającego z sadu. I<br>może to, że go tak łatwo spotkałem, nie w żadnym cieniu ani w żadnym<br>moim