czas. Wahałem się jakbym czekał na jakiś znak, który pozwoli mi podjąć ostateczną decyzję. Znów długie rozmowy rodzinne, znów męczarnie, pranie mózgu - i najgorsze w tym wszystkim to, że nic sensownego i tak nie przychodziło mi do głowy.<br>Pewnego dnia spotkałem starszego pana, jego siwizna wzbudzała zaufanie, wskazywała na tzw. życiowe doświadczenie. Był inżynierem, wykładowcą na Politechnice. "Skoro zajmowałeś się czymś przez 5 lat - powiedział - to powinieneś to kontynuować". Potem jeszcze mówił o tym, że przecież przez ten czas coś osiągnąłem, coś poznałem, zacząłem coś "budować". Wybierając inny kierunek będę musiał zaczynać od zera, znów od fundamentów. Pomyślałem, że ma rację