radar, więc musiałem im dać jakiś sygnał, gdzie mają wylądować"</> - mówił. <q>"Ale przestraszyliście ich, więc przylecą po mnie innym razem"</>.<br><br><tit>Szaleniec</><br><br>Teraz dopiero wieś uświadomiła sobie, że ma do czynienia z niebezpiecznym szaleńcem. Zawiadomiono milicję, a ta, kiedy zorientowała się na miejscu, w czym rzecz, wezwała karetkę ze szpitala psychiatrycznego. Antoni W. został odwieziony do zamkniętego zakładu w podlubelskich Abramowicach. Po kilkutygodniowej obserwacji psychiatrzy orzekli, że pacjent cierpi na rozdwojenie jaźni i w chwili podpalania stodoły Stanisława Sz. nie zdawał sobie sprawy z tego, co robi. Zalecenie lekarskie było takie, że pacjent powinien pozostać w zakładzie do momentu całkowitego wyleczenia. Ale