sprężyna doszła do kresu i mechanizm ustał. Jej zlepione włosy lśniły - od śnieżnej rosy? Własnego potu? Czegoś innego? Wydawało się, że na głowie ma płat pergaminowego papieru. Oczy zapadły się w głąb, były nieobecne, świadomie niczego nie rejestrowały. Podbródek drżał intensywnie, jak u odratowanej topielicy. Tak chciał ją przytulić, ogrzać. Baba dudniła dalej swoje. - To było tak, moja starsza, Maryśka, mówi do mnie: mama, popatrz sama, co się dzieje. Pani pisarzowej na głowę padło, chodzi ciurkiem w te i nazad, coś musi nie tak. Ja do niej: głupia jesteś, pani pisarzowa, ona już nie nasza, ona miastowa, myślę, jaka gimnastyka albo