unosi się jeszcze duch dawnej Ordynackiej, najlepszej prywatnej przychodni w mieście, gdzie obok kurew i złotej młodzieży leczących choroby weneryczne w poczekalniach zasiadali ludzie przekonani o cudownych właściwościach tego czy innego docenta bądź profesora. Ordynacka to był szczyt możliwości. Ostatnie rodzinne pieniądze poświęcano na wizytę tutaj, żeby ratować życie najbliższych. Blichtr obok wielkich ludzkich dramatów. <br>Lubiłem to miejsce. Może odezwało się we mnie wspomnienie legendarnych cudownych uzdrowień z czasów głębokiej komuny, kiedy to wyśmienity przedwojenny lekarz ze Lwowa zapisał kogoś na operację u siebie na oddziale, wie pani, ile to kosztowało, ale przecież warto było. Tak, chyba zadziałała tu podświadomość.<br>Profesor