Typ tekstu: Książka
Autor: Urbańczyk Andrzej
Tytuł: Dziękuję ci, Pacyfiku
Rok: 1997
tam, czy trzymał się razem z nami znoszonej przez wicher brezentowej chatki, która sama ledwie utrzymywała jako taki kontakt z sześcioma świerkowymi pniami? Nie, dżentelmen (a jest to specjalny rodzaj dżentelmena kibica, który sam nie potrafi, ale dobrze wie, że ten na boisku robi źle) wiedział lepiej z danych statystycznych. Bodaj go wiatr porwał (o sile zero w porywach do dwu zer) jak mawiał zawsze nieoceniony Jurek Fischbach - nasz lekarz.
I tak dzień za dniem, noc za nocą. Po prostu żegluga. Zwlekam się z zalanej wodą koi, wciągam ociekające Pacyfikiem sztormiaki, wylewam ocean z butów. Mokre mapy, mokry dziennik, mokre jadło
tam, czy trzymał się razem z nami znoszonej przez wicher brezentowej chatki, która sama ledwie utrzymywała jako taki kontakt z sześcioma świerkowymi pniami? Nie, dżentelmen (a jest to specjalny rodzaj dżentelmena kibica, który sam nie potrafi, ale dobrze wie, że ten na boisku robi źle) wiedział lepiej z danych statystycznych. Bodaj go wiatr porwał (o sile zero w porywach do dwu zer) jak mawiał zawsze nieoceniony Jurek Fischbach - nasz lekarz.<br> I tak dzień za dniem, noc za nocą. Po prostu żegluga. Zwlekam się z zalanej wodą koi, wciągam ociekające Pacyfikiem sztormiaki, wylewam ocean z butów. Mokre mapy, mokry dziennik, mokre jadło
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego