sądzony.<br> - Można jeździć i w siwki, i w kare - Kargul gorliwie potakiwał<br>głową, aż kłapciasty kapelusz zjechał mu na kark. - Ale sąsiada dobrego<br>ty zawsze trzymaj <orig>sia</>, człowiecze.<br> Kargul, objąwszy Kaźmierza, zwalił się na niego jak wór zboża i<br>przekonywał go, bucząc mu swoim basem prosto w ucho, że on Bogiem a<br>prawdą to nigdy takiej prawdziwej złości na Pawlaków nie miał. Zdaje<br>sobie wszak sprawę, że Jaśko, co go kosą po żebrach przejechał, młody<br>był i ojcowskiej woli posłuszny. Ale czas nie stoi w miejscu, teraz<br>Kacper - ojciec Kaźmierza i Jaśka - na krużewnickim cmentarzu został,<br>oni przeszli istny potop i wędrówkę ludów