Typ tekstu: Książka
Autor: Bojarska Teresa
Tytuł: Świtanie, przemijanie
Rok wydania: 1996
Rok powstania: 1980
z salonu blady, usta miał szare, bezbarwne. Nie potrafił wciąż tego wytłumaczyć, nawet Marcie. Owszem, może i stchórzył, ale całkowicie go zaskoczyło. Odwieźli ów sporny kontyngent do młyna, zanocowali u młynarza, żeby dopilnować, by zboże nie zginęło. Do Malenia wracali wynajętą furmanką, tak zwaną podwodą. Strzały padły, gdy dojeżdżali do Byczyny. Zupełnie niespodziewanie. Hieronim kazał mu odebrać od furmana lejce i gnać, ile sił. Sam stał na wozie, strzelał z pepeszy. Pruł, aż w uszach trzeszczało. Jasne, że był widoczny, wielkolud przecie. Nie wie, dlaczego stał. Nie wie, kiedy go dosięgli. Myślał tylko, żeby konia poganiać, bał się, że padnie, przecież
z salonu blady, usta miał szare, bezbarwne. Nie potrafił wciąż tego wytłumaczyć, nawet Marcie. Owszem, może i stchórzył, ale całkowicie go zaskoczyło. Odwieźli ów sporny kontyngent do młyna, zanocowali u młynarza, żeby dopilnować, by zboże nie zginęło. Do Malenia wracali wynajętą furmanką, tak zwaną podwodą. Strzały padły, gdy dojeżdżali do Byczyny. Zupełnie niespodziewanie. Hieronim kazał mu odebrać od furmana lejce i gnać, ile sił. Sam stał na wozie, strzelał z pepeszy. Pruł, aż w uszach trzeszczało. Jasne, że był widoczny, wielkolud przecie. Nie wie, dlaczego stał. Nie wie, kiedy go dosięgli. Myślał tylko, żeby konia poganiać, bał się, że padnie, przecież
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego