południu <br>paradowali w piżamach, bo ubranie poszło do pralni, niedzielne <br>zdążą pobrudzić do wieczora, a zresztą, w piżamie <br>nikt nie ucieknie. (To było w pierwszym Domu, skąd <br>umiał uciec dopiero po pięciu miesiącach. Jeszcze wtedy <br>do ciotki. Nie uradowanej wcale, a przerażonej, że...)<br>Nauczył się kluczyć i przyczajać po kątach. <br>Choćby mu szukający deptali po nogach i opierali się <br>o głowę. Wtapiał się w otoczenie. Zmieniał <br>postać. Znikał jak w czapce niewidce na środku ulicy, <br>placu, pustej poczekalni dworcowej.<br>Potem wracał. Nie potrafił znieść zimna i głodu. <br>Jeszcze nie.<br>W tym roku potrafi. Czuł to.<br>Ssał trawę, słodką, lepką od mdlącego