leje, okopy, zasieki, przez jęki i ciała, przez<br>strumienie krwi, przywieram do ziemi, podrywam się, znów pędzę i<br>krzyczę z całej piersi, urrra! Zwycięstwo! I padamy sobie w objęcia z<br>jakimś nieznanym żołnierzem, ściskając się, jak przystało na bohaterów.<br>A gdy wreszcie odrywamy się od siebie, widzę, że to Sasza. Co prawda<br>twarz cała osmalona dymem i krew mu ścieka spod hełmu poprzez skroń,<br>policzek, brodę, ale nie mam wątpliwości, że to Sasza. Ten sam szeroki<br>uśmiech, te same jasne oczy. Jakżebym Saszy nie poznał.<br> Z tego wszystkiego nawet nie zauważyłem, że skończyła się druga wojna<br>światowa. Sekretarzowi głos zmiękł, przycichł, już