był zaklęty.<br>Miał też pancerz - z każdej strony<br>Mnóstwem igieł najeżony,<br>Nadto miecz ze stali twardej,<br>Tarczę tudzież halabardę.<br><br>Jeż przez chwilę nasłuchiwał,<br>Coś wspominał, coś przeżywał.<br>Spojrzał w noc październikową<br>I zacisnął pięść stalową.<br>W krąg ulica była pusta.<br>Mrok narastał, wiatr nie ustał,<br>Deszcz jesienny w szyby chlustał.<br><br>Co się stało, to się stało,<br>Widać tak się stać musiało,<br>Jeż więc naprzód ruszył śmiało,<br>Pędził w dal opustoszałą,<br>Pod murami się przemykał<br>I w zaułkach ciemnych znikał.<br>A gdy biła jedenasta,<br>Jeż opuścił mury miasta.<br><br>Minął sady i ogrody,<br>Przebiegł szybko gaik młody,<br>Aż wydarłszy się zawiei<br>Jeż stalowy dopadł kniei