wiedźminowi miejsce, skąd dobiegał krzyk. Niepotrzebnie. Geralt słyszał, widział i już wiedział, w czym rzecz. <br>Krzyczało jedno z dzieci, piegowata, dziewięcioletnia może dziewuszka z warkoczykami. Stała jak wryta kilka kroków przed stertą spróchniałych pni. Geralt doskoczył błyskawicznie, chwycił ją pod pachę, przerywając dziki pisk, kątem oka łowiąc ruch pomiędzy pniami. Cofnął się szybko, wpadając na Zoltana i jego krasnoludów. Milva, która również dostrzegła ruch wśród pniaków, napięła łuk.<br>- Nie strzelaj - syknął. - Zabierz stąd dzieciaka, prędko. A wy, cofnąć się. Tylko spokojnie. Nie wykonywać zbyt gwałtownych ruchów.<br>Z początku zdawało im się, że poruszyła się któraś ze spróchniałych kłód, iście jakby miała