Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
czułością - przyjechałbyś w sobotę wieczorem... Słońce rosę wypija, a księżyc łzom sprzyja...

Żegnając go o zmierzchu, dawała mu na drogę pieróg z mięsem i pięknie przyrumienione watruszki z serem i rodzynkami. Na jej smagłej twarzy smutek układał się w bruzdy, oczy zachodziły łzami. Gawriła tego nie lubił.

- No, co ty, Cyganicha? Trzeba się żegnać z uśmiechem... Czy chcesz, żeby te smutne ślepia przez cały tydzień za mną chodziły? Przyjrzyj się żołnierskim żonom: zamiast mężów same kikuty im zostały.

Pan Łyczewski, który zwykle odwiedzał ojca w niedzielę, od pewnego czasu zaczął przychodzić wieczorami. Często jadał z nami kolację i ojciec, chociaź nie
czułością - przyjechałbyś w sobotę wieczorem... Słońce rosę wypija, a księżyc łzom sprzyja...<br><br>Żegnając go o zmierzchu, dawała mu na drogę pieróg z mięsem i pięknie przyrumienione watruszki z serem i rodzynkami. Na jej smagłej twarzy smutek układał się w bruzdy, oczy zachodziły łzami. Gawriła tego nie lubił.<br><br>- No, co ty, Cyganicha? Trzeba się żegnać z uśmiechem... Czy chcesz, żeby te smutne ślepia przez cały tydzień za mną chodziły? Przyjrzyj się żołnierskim żonom: zamiast mężów same kikuty im zostały.<br><br>Pan Łyczewski, który zwykle odwiedzał ojca w niedzielę, od pewnego czasu zaczął przychodzić wieczorami. Często jadał z nami kolację i ojciec, chociaź nie
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego