Typ tekstu: Książka
Autor: Urbańczyk Andrzej
Tytuł: Dziękuję ci, Pacyfiku
Rok: 1997
wspaniały.
- Dzień dobry. Dzień dobry ci! - wołam do unoszącej się nad horyzontem poświaty niewidocznego słońca. Nie opuszczaj nas, Słońce. Daj się złapać w południe. Słońce, słońce, SŁOŃCE. Słońce - choć tylko poświata zza masy chmur.
Jednak więc koniec mgły. Koniec lęków, koniec przygnębiającej szarości. Koniec życia bez nieba. Niech żyje Słońce! Czuję potrzebę jakiejś odmienności. Czegoś, co wszystko zmieni, co przekreśli tamte paskudne dni.
- Aloha. Aloha Hawaii! - wołam na południe przez ten tysiąc mil ku wyspom. Jeśli wszystko OK, jesteśmy na tej samej długości geograficznej. Na wyspach mają tę samą godzinę i widzą tak samo Słońce (jedynie nieco wyżej - dokładnie o 20
wspaniały.<br> - Dzień dobry. Dzień dobry ci! - wołam do unoszącej się nad horyzontem poświaty niewidocznego słońca. Nie opuszczaj nas, Słońce. Daj się złapać w południe. Słońce, słońce, SŁOŃCE. Słońce - choć tylko poświata zza masy chmur.<br> Jednak więc koniec mgły. Koniec lęków, koniec przygnębiającej szarości. Koniec życia bez nieba. Niech żyje Słońce! Czuję potrzebę jakiejś odmienności. Czegoś, co wszystko zmieni, co przekreśli tamte paskudne dni.<br> - Aloha. Aloha Hawaii! - wołam na południe przez ten tysiąc mil ku wyspom. Jeśli wszystko OK, jesteśmy na tej samej długości geograficznej. Na wyspach mają tę samą godzinę i widzą tak samo Słońce (jedynie nieco wyżej - dokładnie o 20
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego