ze schroniska i zupełnie przygodni ochotnicy. Zgłaszali się żołnierze w wyjściowych mundurach, oficerowie na urlopach, strażacy, przyjeżdżali ciężarowymi samochodami robotnicy w waciakach i gumowych butach z wywiniętymi cholewami.<br>Były chwile, że w akcji jednocześnie brało udział przeszło stu ludzi. Wszystkich obsługiwał sztab mieszczący się na pięterku domu Słowińskich w Kirach.<br>Czyżewski i Gradziński nie mieli chwili wytchnienia. Telefony, wiadomości, narady, decyzje, znów telefony, polecenia, przypomnienia. I znów wiadomości, telefony i decyzje...<br>Od pierwszej chwili Pogotowie Tatrzańskie podporządkowało się całkowicie grotołazom. Tak zdecydował Pawłowski. Pierwszy to wypadek w historii Pogotowia. Ale ratownicy nie znali specyfiki działania w jaskiniach, nie znali miejsca akcji